Piekło kobiet – kolejna odsłona

Za sprawą decyzji premiera Mateusza Morawieckiego wniosek Zbigniewa Ziobry dotyczący wypowiedzenia przez Polskę konwencji stambulskiej trafił do „zamrażarki”, czyli Trybunału Konstytucyjnego Julii Przyłębskiej. Całkiem prawdopodobne, że utknie tam na dłużej.

Niezależnie od tego, ile potrwa „mrożenie” pomysłu Ziobry, i tak jest on wyjątkowo szkodliwy – z co najmniej kilku powodów. Chodzi o blokowanie działań, które powinny być podejmowane przez państwo na rzecz przeciwdziałania przemocy wobec kobiet i przemocy w rodzinie. Istotne jest także budowanie fałszywego wizerunku rządzących jako tych, którzy bezkompromisowo walczą o „dobro polskiej rodziny”, bohatersko rozprawiając się z „ideologiami”: „ideologią gender”, „ideologią LGBT”, a w przypadku konwencji po prostu z „ideologią”.

Szkodliwe jest również rozpowszechnianie przekłamań dotyczących tego, co zapisano w konwencji. Zakładam, że te kłamstwa nie są skutkiem nieznajomości dokumentu, chodzi raczej o strategiczne działanie ministerstwa sprawiedliwości, wpisujące się w wytwarzanie ogólnej „opowieści” o świecie.

Co zdaniem przedstawicieli ekipy rządzącej jest zapisane w konwencji stambulskiej?

Argumentacja Ziobry opiera się na stwierdzeniu, że „polski porządek prawny idzie nawet dalej niż to, czego wymaga ta konwencja”, natomiast w konwencji znajdują się zapisy „o charakterze ideologicznym”. Wiceminister Michał Wójcik dodaje: „Nie ma zgody na to, żeby pod płaszczem ochrony praw osób, nie tylko kobiet, wobec których stosowana jest przemoc, przemycać ideologię”.

Minister Ziobro i jego koledzy, dzielnie tropiąc „ideologię”, wskazują przede wszystkim na dwie kwestie. Pierwsza to użycie pojęcia „płeć społeczno-kulturowa”. W konwencji jest ono zdefiniowane w sposób precyzyjny i oznacza „społecznie skonstruowane role, zachowania, działania i atrybuty, które dane społeczeństwo uznaje za odpowiednie dla kobiet lub mężczyzn” (art. 3, punkt c).

To bezpośrednie nawiązanie do sposobu definiowania płci społecznej (czyli owego mitologizowanego gender) w naukach społecznych, które wprowadzono w latach 60. XX w. i w którym podkreśla się, że to normy i oczekiwania społeczne, społecznie zdefiniowane role i stereotypy wyznaczają zestawy cech i zachowań typowo męskich i typowo kobiecych. Wprowadzenie pojęcia płci społeczno-kulturowej nie neguje różnic biologicznych. Chodzi tylko – i aż – o zwrócenie uwagi na społeczne konstruowanie przekonań na temat tego, jakie są (i jakie powinny być) kobiety oraz jacy są (jacy powinni być) mężczyźni.

Na przykład przekonanie, że kobiety są nieracjonalne, łatwo ulegają emocjom, nie umieją podejmować przemyślanych decyzji i w związku z tym nie bardzo nadają się do zarządzania innymi, opiera się właśnie na stereotypowym postrzeganiu płci. Podobnie jak przeświadczenie, że mężczyźni nie potrafią zajmować się dziećmi i potrzebują jednoznacznych instrukcji ze strony kobiet, żeby nakarmić, wykąpać czy wyjść na spacer z córką albo synem.

Dla wiceministra Wójcika płeć społeczno-kulturowa to najwyraźniej coś innego. Stwierdził: „Nie ma zgody na jakąś trzecią płeć, płeć uwarunkowaną kulturowo, społecznie. Co to w ogóle jest? Na to nie ma zgody, na uderzenie w instytucję małżeństwa i rodziny”. Poseł PiS Jacek Ozdoba poszedł jeszcze dalej – zamiast trzech, znalazł 56 płci: „Mamy społeczno-kulturowe pojęcie, więc rozumiem, że w szpitalu położna, biorąc dziecko, nie będzie mogła powiedzieć, czy to jest chłopiec, czy dziewczynka, zgodnie z biologią, tylko będzie trzeba poczekać, aż dziecko określi te 56 płci”.

To mnożenie płci w narracji prawicowej jest automatycznie zestawiane z hasłem „obrony rodziny”. Nie ma w tym sensu ani logiki, ale to najwyraźniej nie przeszkadza politykom.

Drugie stwierdzenie z konwencji, które szczególnie niepokoi ministra Ziobrę i jego kolegów, to zapis z art. 12, punkt 3: „Strony [konwencji] gwarantują, że kultura, zwyczaje, religia, tradycja czy tzw. honor nie będą uznawane za usprawiedliwienie dla wszelkich aktów przemocy objętych zakresem niniejszej Konwencji”. Innymi słowy i jeszcze raz: ani kultura, ani zwyczaje, ani religia, ani tradycja, ani tzw. honor (co odnosi się m.in. do tzw. honorowych zabójstw kobiet, karanych w ten sposób np. za przedmałżeńskie czy pozamałżeńskie kontakty seksualne) nie mogą być przyczyną usprawiedliwiania przemocy wobec kobiet.

Najwyraźniej wiceminister sprawiedliwości Marcin Romanowski zdecydowanie inaczej zinterpretował ten artykuł. Jego zdaniem „konwencja stambulska mówi o religii jako przyczynie przemocy wobec kobiet” i dalej: „Chcemy wypowiedzieć ten genderowski bełkot ratyfikowany przez PO i PSL”. Widocznie dla wiceministra zapis, że kultura, zwyczaje, religia itd. nie mogą być usprawiedliwieniem dla przemocy, jest tożsamy ze stwierdzeniem, że kultura, zwyczaje, religia itd. są przyczyną przemocy. W tym też trudno znaleźć sens i logikę.

Co rzeczywiście jest zapisane w konwencji?

Trzy z pięciu wymienionych w konwencji celów to: „ochrona kobiet przed wszelkimi formami przemocy oraz zapobieganie, ściganie i eliminacja przemocy wobec kobiet i przemocy domowej”; „przyczynienie się do eliminacji wszelkich form dyskryminacji kobiet oraz wspieranie rzeczywistego równouprawnienia kobiet i mężczyzn, w tym poprzez wzmocnienie pozycji kobiet”; „stworzenie szeroko zakrojonego planu ramowego, polityk i działań na rzecz ochrony i wsparcia wszystkich ofiar przemocy wobec kobiet i przemocy domowej” (art. 1, punkt 1).

Ciekawe, który z tych punktów jest kontrowersyjny? Który „zobowiązuje państwa do wykorzeniania tradycji i godzi w naszą cywilizację”, który „zawiera przepisy sprzeczne z polską konstytucją”? (to cytaty z wiceministra Romanowskiego).

W dokumencie podkreśla się, że kobiety (i dziewczynki) są częściej narażone na akty przemocy ze względu na płeć. Potwierdzają to liczne badania prowadzone w różnych krajach i naprawdę trudno z tym polemizować. Sposobem na przeciwdziałanie tej sytuacji ma być „promowanie i skuteczne wdrażanie polityki równouprawnienia pomiędzy kobietami a mężczyznami oraz wzmocnienia pozycji kobiet” (art. 6).

Strony konwencji (państwa, które ją ratyfikowały, przyjęły lub zatwierdziły) są odpowiedzialne za wprowadzanie działań antyprzemocowych oraz za ochronę i pomoc ofiarom przemocy. W tym kontekście jest mowa m.in. o:

  • wspieraniu organizacji pozarządowych działających na rzecz ochrony praw kobiet i ofiar przemocy. Tymczasem resort sprawiedliwości odmówił dotacji Centrum Praw Kobiet z powodu „zawężania pomocy tylko do określonej grupy pokrzywdzonych” (nietrudno się domyślić, że tą „grupą” są kobiety), a dotacji MEN nie dostał telefon zaufania dla dzieci i młodzieży prowadzony przez fundację Dajemy Dzieciom Siłę.
  • gromadzeniu danych na temat przemocy wobec kobiet i przemocy domowej. Dane te powinny być publicznie dostępne. W 2019 r. na zlecenie Ministerstwa Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej zrealizowano badanie „Ogólnopolska diagnozy zjawiska przemocy w rodzinie”. Wyniki nie zostały umieszczone na stronach rządowych i można się z nimi zapoznać jedynie dzięki lekturze raportu Rzecznika Praw Obywatelskich na temat działań podjętych (a w zasadzie niepodjętych) w celu wprowadzenia w życie zapisów konwencji stambulskiej)*.
  • prowadzeniu edukacji – dostosowanej do wieku dzieci i młodzieży – na temat „równouprawnienia kobiet i mężczyzn, niestereotypowych ról przypisanych płciom, wzajemnego szacunku, rozwiązywania konfliktów w relacjach międzyludzkich bez użycia przemocy, a także dotyczących przemocy wobec kobiet ze względu na płeć oraz prawa do nienaruszalności osobistej” (art. 14, punkt 1). Być może to „niestereotypowe role przypisywane płciom” tak bardzo uwierają przeciwników konwencji. Ale przecież można do nich zaliczyć – odnosząc się do rynku pracy – np. wychowawców pracujących w przedszkolach (dla mężczyzn pracujących w tym zawodzie w zasadzie nie ma nazwy alternatywnej dla „przedszkolanki”) czy pielęgniarzy, a także informatyczki czy strażaczki. To właśnie przykłady wykonywania zawodów stereotypowo przypisanych do tej drugiej płci. Czy osoby wykonujące te prace mogą zaszkodzić „polskiej rodzinie”? A może „polskiej rodzinie” zagrażają ojcowie zajmujący się dziećmi na urlopach rodzicielskich? To wciąż rzadka praktyka i w tym sensie niestereotypowa rola dla mężczyzn.
  • kształceniu „osób zawodowo zajmujących się ofiarami lub sprawcami wszelkich aktów przemocy” (art. 15, punkt 1).
  • wspieraniu programów „mających na celu nauczenie sprawców przemocy domowej zachowań w relacjach międzyludzkich bez użycia przemocy” (art. 16).
  • pomocy ofiarom w składaniu skarg (art. 21).
  • tworzeniu „odpowiedniej liczby łatwo dostępnych i oferujących bezpieczne zakwaterowanie schronisk dla ofiar, w szczególności dla kobiet i ich dzieci” (art. 23) oraz wspieraniu działalności telefonów zaufania (art. 24).
  • ochronie i wsparciu dla nieletnich świadków przemocy (art. 26).
  • prowadzeniu działań mających na celu zachęcanie osób, które są świadkami przemocy, do informowania o tym „właściwych organizacji i władz” (art. 28).
  • podejmowaniu działań „mających na celu zagwarantowanie, że ofiarom przysługuje prawo do odszkodowania ze strony sprawców” (art. 30).
  • przeciwdziałaniu „wymuszonym małżeństwom”, czyli zmuszaniu dziewczynek do wychodzenia za mąż (art. 37).
  • przeciwdziałaniu okaleczaniu genitaliów kobiet (art. 38).
  • zapewnieniu bezpieczeństwa ofiarom, „jak również ich rodzinom i świadkom, chroniąc ich przed zastraszaniem, odwetem lub powtarzającą się wiktymizacją” (art. 54, punkt 1a).
  • „zapewnieniu bezpłatnej porady prawnej dla ofiar, zgodnie z przepisami prawa krajowego stron” (art. 57).

To tylko niektóre z zobowiązań dotyczących przeciwdziałania przemocy oraz wspierania ofiar, które powinny być realizowane przez państwa ratyfikujące konwencję. Chciałabym zapytać zwolenników wypowiedzenia konwencji stambulskiej, który z tych punktów – ich zdaniem – zagraża „polskiej rodzinie”?

Gwałt małżeński

Na koniec chcę zwrócić uwagę na jeszcze jedną kwestię. W konwencji jest także mowa o działaniach, które powinny podejmować państwa w celu zagwarantowania odpowiedzialności karnej za przemoc seksualną i gwałt (definicję podano w art. 36) także w sytuacjach, gdy sprawcą jest były lub obecny współmałżonek/parter. Upraszczając: chodzi o odpowiedzialność karną za tzw. gwałt małżeński.

Barbara Biały, studentka Instytutu Socjologii UW, napisała pracę licencjacką (którą miałam przyjemność promować) o dyskursie publicznym na temat gwałtów. Autorka analizowała komentarze zamieszczane na dwóch popularnych portalach (Wirtualnej Polsce i Interii) pod artykułami dotyczącymi gwałtów. Biały analizowała różnice w komentarzach ze względu na to, kim była ofiara gwałtu (kobieta, mężczyzna, dziecko, osoba pod wpływem środków odurzających).

Autorka m.in. badała, jak internauci wypowiadali się na temat zgwałcenia nietrzeźwej kobiety przez jej męża. Pod artykułem na WP zamieszono 160 komentarzy, 106 z nich było negatywnych w stosunku do ofiary.

Część komentatorów z niej kpiła: „Była pijana do nieprzytomności, a pamięta, że się nie zgodziła?”**; „Skoro była nieprzytomna i nie było z nią kontaktu, bo tak była pijana, skąd wiedziała, że została zgwałcona?”; „Co za bzdura, upiła się jak świnia, rozłożyła nogi i nawet nie pamięta, komu, a teraz go posądza za gwałt”.

W części komentarzy twierdzono zdecydowanie, że nie ma czegoś takiego jak gwałt dokonany przez męża na żonie: „Gwałt na żonie to to samo co okradzenie męża”; „A jak żona zabierze z mojego portfela kasę bez mojej wiedzy, to jest kradzież? I trzeba wtedy na policję zgłaszać? Małżeństwo to kompromis”; „Wygląda na to, że należy żony pogonić, a wziąć się za prostytutki. Taniej i bezpieczniej. Tylko dlaczego mamy te żony utrzymywać? Wygląda na to, że im szybciej pogoni się żonę z domu, tym będzie lepiej”; „PO CO POSZŁA DO BARU, ZAMIAST SIEDZIEĆ W DOMU I POGODZIĆ SIĘ? NIE ŻAŁUJ TEGO, CO OBIECAŁAŚ/OBIECAŁEŚ DLA UKOCHANEGO/ UKOCHANEJ”; „Mąż nie może zgwałcić swojej żony! Może z nią uprawiać seks, bo mu się to należy. Kto myśli inaczej, ten ma spaczony mózg… Po to się bierze ślub, przecież. Mąż i żona to JEDNO”.

Jedynie w niewielkiej liczbie komentarzy wyrażano współczucie dla ofiary***.

*

Złożenie wniosku o wypowiedzenie konwencji stambulskiej przez Zbigniewa Ziobrę jest często interpretowane jako próba sił i przepychanka w obozie władzy. Wydaje się, że jest jeszcze inna istotna przyczyna tych działań. Środowisko skupione wokół resortu sprawiedliwości – a także wokół Ordo Iuris – z pełną świadomością i konsekwentnie kreuje opowieść o zagrożonej „polskiej rodzinie” atakowanej przez gender, LGBT i konwencję, której ratyfikacja „wprowadziła do naszego systemu lewicowego, genderowego konia trojańskiego” (ponownie Romanowski), oraz o jej dzielnych obrońcach wyznających zasadę, że „brudy należy prać we własnym domu” (we własnej rodzinie). Patrząc na cytowane wyniki analiz dotyczących dyskursu na temat gwałtów małżeńskich oraz na opisane w zamieszczonym niżej przypisie wyniki „Ogólnopolskiej diagnozy zjawiska przemocy w rodzinie”, można niestety odnieść wrażenie, że ta opowieść znajduje swoich zwolenników.

* Zgodnie z wynikami badania udostępnionymi przez RPO „57 proc. badanych Polaków doświadczyło w życiu jakiejś formy przemocy (zarówno niedawno, jak i w przeszłości). Więcej niż raz przemocy doświadczyło 47 proc. Polaków. Badania wskazują jednak, że osoby doświadczające przemocy w rodzinie w większości przypadków nie szukają pomocy w związku z tym, co się stało”; „30 proc. respondentów potwierdza bycie sprawcą przemocy w rodzinie – jednokrotnym 9 proc., kilkukrotnym 17 proc. i wielokrotnym 3 proc. (odpowiada to 9 mln osób). (…) Wywiady pogłębione wskazują, że sprawców łączą wspólne postawy: potrzeba władzy i kontroli, poczucie bezkarności i nieuznawanie swojej winy”; „10 proc. badanych (13 proc. mężczyzn i 7 proc. kobiet) zgadza się, że w sprawach seksu żona zawsze powinna zgadzać się na to, co chce mąż, a 9 proc. badanych – w tym 11 proc. mężczyzn i 6 proc. kobiet – akceptuje stwierdzenie, że gwałt w małżeństwie nie istnieje. 40 proc. Polaków zgadza się ze stwierdzeniem, że ofiary przemocy w rodzinie akceptują swoją sytuację”.

** Cytuję komentarze za pracą licencjacką pt. „A może by tak pomyśleć moje panie, zanim z tyłkiem na wierzchu wchodzi się do speluny…? – analiza dyskursu dotyczącego gwałtu”, autorstwa Barbary Biały.

*** Warto dodać, że negatywne komentarze w stosunku do ofiary dominowały także pod artykułami, w których opisano gwałt na mężczyźnie („niestety sama ofiara ma po prostu słabą osobowość; nie sądzę, żeby prawdziwy facet pozwolił na coś takiego”; „Jak nazywa się gwałt na mężczyźnie? Seks niespodzianka!”) oraz gwałt na kobiecie („To zwykła histeryczka, w sumie nic jej się nie stało”). Wyjątkiem była sytuacja, gdy kobieta została zgwałcona przez mężczyzn, którzy nie byli polskimi obywatelami („Z uwagi na to, że to istoty człekopodobne, powinno się je uśpić”). Komentujący byli pełni empatii dla ofiary i jednoznacznie potępiali sprawcę jedynie w sytuacji, gdy zgwałcona została osoba nieletnia („Przywrócić karę śmierci dla takich zwyrodnialców!”).

fot. Jacek Marczewski/Agencja Gazeta. Protest „Nie dla legalizacji przemocy domowej” w Warszawie pod siedzibą Ordo Iuris.