Szkoła w czasach zarazy
Dewastacyjną rolę Anny Zalewskiej dla polskiego systemu edukacji trudno przebić. Ale minister Dariusz Piontkowski się stara, a epidemia Covid-19 odsłania jego niekonsekwentne i nieudolne działania.
Brak konsekwencji był widoczny już w pierwszych działaniach dotyczących zapobiegania rozprzestrzenianiu się epidemii. W rozporządzeniu z 11 marca „czasowo ograniczono funkcjonowanie jednostek systemu oświaty” – na dwa tygodnie. Ograniczenie polegało na „zawieszeniu prowadzenia działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej” szkół i przedszkoli. Z jednej strony minister zarządził, że edukowanie, wychowywanie i opieka nad dziećmi (a w konsekwencji sprawdzanie obecności czy ocenianie) zostały ZAWIESZONE, z drugiej „zachęcał” nauczycieli, „żeby skorzystali z możliwości technologicznych nauczania zdalnego”. Z jednej strony – akt prawny, z drugiej – komentarz ministra. Czego się trzymać?
Minister Piontkowski informował, że nauczanie zdalne ma służyć powtarzaniu materiału oraz – w przypadku ósmoklasistów i maturzystów – przygotowaniu się do egzaminów, nie zaś realizacji podstawy programowej. Dodał, że nie będzie to problemem, ponieważ reforma minister Zalewskiej wprowadziła w podstawach programowych „pewnego rodzaju zapas”*. Mazowieckie Kuratorium Oświaty proponowało także, by w tym czasie praca nauczycieli „inspirowana przez dyrektora” koncentrowała się na „realizacji zadań wynikających z potrzeb szkoły, np. analizowaniu i porządkowaniu dokumentacji, przygotowaniu i opracowaniu programów zajęć itp”.
Powstał chaos, szkoły różnie interpretowały zalecenia MEN. Część robiła niewiele. Część próbowała wdrożyć nauczanie prowadzone przez platformy internetowe. Część przeciążała dzieci zadaniami typu: proszę zrobić pięć ćwiczeń z podręcznika i jeszcze trzy z zeszytu i przysłać ich zdjęcia koniecznie do godz. 15; proszę wykonać statek kosmiczny, ale dokładnie taki jak na obrazku; proszę napisać wypracowanie z WF o roli mięśni gładkich. Trudno się dziwić frustracji uczniów i rodziców. Nie chcę jednak winić nauczycieli. To cały system znalazł się w trudnej i niedodefiniowanej sytuacji, generowanej przez niezdecydowanie ministra, który działanie edukacyjne zawieszał, a jednocześnie „zachęcał” do nauczania zdalnego.
Kolejne rozporządzenie, wydane 20 marca, w którym przedłużono zamknięcie szkół do 10 kwietnia, miało – zgodnie z uzasadnieniem do – „doprecyzować sposób realizacji zadań jednostki systemu oświaty”. Oj doprecyzowało, i to jak.
MEN zdecydował, że od 23 maja „zadania jednostek oświatowych są realizowanie z wykorzystaniem metod i technik kształcenia na odległość”**, szkoły mają obowiązek realizowania podstawy programowej, a nauczyciele powinni robić sprawdziany i wystawiać oceny. Nieważne, że na naszych oczach zmienia się rzeczywistość; nieważne, że dzieci, rodzice i nauczyciele – wszyscy jesteśmy pełni obaw dotyczących przyszłości i rozwoju epidemii; nieważne, że czeka nas kryzys gospodarczy i znaczny wzrost bezrobocia. Ważne, żeby zaliczyć sprawdzian z dopływów Wisły, budowy pantofelka, całek czy „Kordiana”.
Uważam, że całkowite zawieszenie edukacji nie byłoby dobrym pomysłem. Ważne, żeby dzieci i młodzi ludzie mieli możliwość zdobywania wiedzy, a także po prostu mieli zajęcie w czasie, gdy nie wolno im wyjść bez dorosłego opiekuna z domu. Ale czy naprawdę to wszystko musi się odbywać pod rygorem realizowania podstawy programowej i koniecznie na oceny? Zdaniem ministra Piontkowskiego – najwyraźniej musi.
Tak samo jak powinny się odbyć egzaminy ósmoklasistów oraz matury w ustalonym poprzednio terminie. A jeśli się nie odbędą, to MEN litościwie poinformuje o tym zainteresowanych „co najmniej na tydzień” przed podawaną wcześniej datą.
Podpisany przez prawie 40 tys. osób tzw. list maturzystów do premiera i ministra edukacji, w którym wyrażają „ogromne zaniepokojenie brakiem konkretnych planów dotyczących przeprowadzenia egzaminów maturalnych”, do tej pory nie został przez rządzących zauważony. Za to zarówno ósmoklasiści, jak i maturzyści mogli się zająć pisaniem egzaminów próbnych. Przystąpienie do nich było dobrowolne (decydowały szkoły), uczniowie i uczennice wypełniali testy w domach, a wyniki nie mogą się przełożyć na oceny.
Po co więc egzamin? Chyba tylko w imię idei „wielkiego testowania”. Każdy, kto ma do czynienia z kształceniem ostatnich klas szkół podstawowych i średnich, wie, że szkoły w zasadzie przez cały ostatni rok edukacji mniej lub bardziej intensywnie „przerabiają” z uczniami testy z poprzednich lat. Ogólnopolskie testowanie w sytuacji, gdy wciąż nie wiadomo, kiedy odbędą się prawdziwe egzaminy, nie ma większego sensu. Szczególnie że przy części tych próbnych egzaminów wykorzystano testy z zeszłych lat, ponieważ Centralna Komisja Egzaminacyjna nie zdążyła przygotować oryginalnych zestawów.
Minister wydając 20 marca jedno rozporządzeniem postanowił od 25 marca (czyli w pięć dni) uczynić edukację w Polsce edukacją cyfrową, a naukę przenieść do sieci. Jednocześnie tym samym rozporządzeniem pogłębiono problem nierównego dostępu do nauki, trudno bowiem uczyć się zdalnie, gdy nie ma się szybkiego internetu lub dostępu do komputera. A wysyłanie pakietów z pakietów edukacyjnych – gdy część klasy „spotyka się” z nauczycielem i ze sobą online – jest średnio pomocne.
Dla dzieci „wykluczonych cyfrowo” nieocenionym źródłem wiedzy mogłaby być nauka za pośrednictwem telewizji. Szkoda, że „Szkoła w TVP” realizuje programy edukacyjne, których część jest na żenująco niskim poziomie merytorycznym. Nagrania, na których nauczycielka myli średnicę z obwodem, a dwie matematyczki tłumaczą, że liczby parzyste „to te, które mają parę”, stały się wiralami i po raz kolejny rozbudziły dyskusję o niekompetencji nauczycieli. Filmy te są jednak przede wszystkim dowodem niekompetencji telewizji, która emituje programy edukacyjne zawierające ewidentne błędy merytoryczne, a jednocześnie pokazuje szkołę w wydaniu „kreda i tablica”, które dzisiejsze średnie pokolenie zna ze swojego dzieciństwa (dawno minionego).
Nie przeszkadza to jednak Maciejowi Łopińskiemu, p.o. prezesa zarządu Telewizji Polskiej, twierdzić, że realizacja projektu „jest kwintesencją działalności nadawcy publicznego” i pokazuje, że „TVP jest spółką nowoczesną i dynamiczną”.
Epidemia Covid-19 bezlitośnie obnaża kryzys dwóch kluczowych dziedzin: systemu ochrony zdrowia i systemu edukacji. Jeśli chodzi o edukację, to widać jak na dłoni, że nie jest ani nowoczesna (no chyba, że tak samo „nowoczesna” jak TVP), ani dobrze zorganizowana. Jest archaiczna – nastawiona na „transmisję” wiedzy typu: przeczytaj, zrób ćwiczenie. Najwyższym priorytetem ma w niej testowanie. Dodatkowo sposób organizacji systemu robi wiele, by konfliktować tworzące go grupy: dyrektorów z nauczycielami, nauczycieli z rodzicami, dyrektorów z kuratoriami.
A uczniowie i uczennice? Oni uczą się dopływów Wisły i szykują do egzaminów, o których nie wiadomo, kiedy się odbędą.
* Minister najwyraźniej nie zauważył, że wśród wielu krytycznych uwag dotyczących deformy jedna z najważniejszych dotyczyła właśnie przeładowanej podstawy programowej.
** A gdy to niemożliwe, to organ prowadzący szkołę razem z dyrektorem mają zorganizować to inaczej.
Minister „cyfrowej szkoły” informuje o terminach egzaminów próbnych w filmiku zamieszczonym przez MEN na Twitterze:
Minister Edukacji Narodowej @D_Piontkowski na temat próbnych egzaminów, które będą zorganizowane przez @CKE_PL i OKE #egzaminósmoklasisty #matura #egzamin pic.twitter.com/QrpO05t7dS
— Ministerstwo Edukacji Narodowej (@MEN_GOV_PL) March 26, 2020
Komentarze
Zadaniem tego ministra jest zemsta na nauczycielach za strajk, nic innego.
No i co wynika z Pani pisania? Bo nie rozumiem? Za PO było lepiej? Za komuny było lepiej? Czy co?
Nie rozumie Pan tekstu Gospodyni, gdyż prawdopodobnie jest to dla Pana za trudne. Komuna zakończyła rządy oświatą ponad 30 lat temu. PO zakończyło rządzenie 5 lat temu. Od 5 lat oświatą kieruje PIS i jego ministrowie. Tekst Autorki dotyczy aktualnych skutków zarządzania oświatą przez ministra rządu PIS.
https://www.rp.pl/Edukacja/200409677-Juliusz-Braun-Szkola-z-TVP—gdzie-byli-doswiadczeni-redaktorzy.html?fbclid=IwAR3YVkKUNp287Uy1m9gKshHE-JT_eHqhFFxhYdDUOBNt0FXScE7Te96THvo 😉
Biurokracja w szkołach i biurokratyczne podejście rozkręcają się w polskiej szkole (do form nieznanych nawet w PRL!)niezależnie od tego kto(!) rządzi, od „reformy” Handkego-Dzierzgowskiej. I Zalewska i Piontkowski tylko przejęli pałeczkę … 🙁
https://www.tygodnikprzeglad.pl/znikaja-zlotowki-edukacje-czyli-o-skutkach-oswiatowej-biurokracji/
Jak się dało psychopatycznemu głupcowi władzę do rąk to nie można się dziwić, że efekty są adekwatne.
Teraz pozostaje tylko czekać aż z przeproszeniem, kupa zaschnie.
@popan
Byłoby interesujące zobaczyć walkę z koronawirusem byłej gwiazdy PiS Kluzik-Drożdżówki, niejakiej Kopacz, Grada od katarskich inwestorów (i wirtualnej elektrowni atomowej), Radka(Twitter) Sikorskiego, Nitrasa, Gawłowskiego, Muchy czy Nowaka. Albo Kosiniaka (portal internetowy dla BEZDOMNYCH za 50 mln!) Pewnie, jak Trzaskowski, przy pierwszym katarze przeszliby na L4 … 😉
@popan
I ciekawe czy Tusk by walczył z koronawirusem jak z dopalaczami … 😉
wladimirz
9 kwietnia o godz. 12:35 2218
Alternatywne możliwości są nieograniczone (gdyby ciocia miała wąsy itd).
A TU (i TERAZ) rzeczywistość skrzeczy i brzydko pachnie.
Paralela: Styka(taki malarz), ty mnie nie maluj na klęczkach, ty mnie maluj dobrze.
@popan
Każda z wymienionych „alternatyw” miała okazję się sprawdzić w zdecydowanie mniej skomplikowanej sytuacji i … Trzaskowski to nawet miał i ma takich okazji więcej – przecież zaczęło się od ścieków i …
Żeby nie było – nie jestem za PiS ani za Kaczyńskim, tyle, że ,mając w swoich szeregach wielu wybitnych fachowców(serio!), POKO/PSL jak do tej pory wysuwały do pełnienia odpowiedzialnych i wymagających kwalifikacji(!) oraz doświadczenia(!) funkcji takie jak wymienione i podobne kreatury. Chętnie przeczytam pozytywne kontrprzykłady…. 😉
A dla mnie, za Teng Siao Pingiem „Nieważne jakiego koloru jest kot, czarny czy biały, ważne by łapał myszy!”