„Chcemy Polski opartej o tradycyjną rodzinę”
Taką deklarację złożył Jarosław Kaczyński podczas jednej z licznych konwencji przedwyborczych. Następnie doprecyzował, czym jego zdaniem jest „tradycyjna rodzina”. To: „stały związek kobiety i mężczyzny, no i dzieci, no i tyle. Prosta sprawa”. I kolejna wypowiedź: „Trwały związek między kobietą a mężczyzną i dziećmi, które przychodzą na świat, jest czymś niezwykle cennym w wymiarze naszej cywilizacji chrześcijańskiej, która niewątpliwie w dziejach świata jest najbardziej życzliwa człowiekowi”. Ile jest w Polsce „tradycyjnych rodzin”? Czy mieszkanki i mieszkańcy naszego kraju podobnie definiują rodzinę?
„Tradycyjne rodziny” i wszyscy inni
Opisując formy życia rodzinnego w Polsce, jesteśmy zmuszeni odwoływać się do danych zebranych przez Główny Urząd Statystyczny podczas realizacji Narodowego Spisu Powszechnego Ludności i Mieszkań, którego ostatnia edycja odbyła się w 2011 r. (Kolejna będzie realizowana w 2021). GUS definiuje rodzinę (biologiczną) jako „dwie lub większą liczbę osób, które są związane jako mąż i żona, wspólnie żyjący partnerzy (kohabitanci) – osoby płci przeciwnej lub jako rodzic i dziecko”. Widać więc, że pary nieheteronormatywne są dla spisu niewidoczne.
GUS wyróżnia sześć typów rodzin. Najliczniejszą są małżeństwa z dziećmi, czyli kategoria, która może mniej więcej pokrywać się z „tradycyjną rodziną” opisywaną przez prezesa Kaczyńskiego. „Mniej więcej”, ponieważ akurat ta gusowska kategoryzacja nie rozróżnia tzw. małżeństw pierwszych (czyli małżeństw panien i kawalerów, które – jak wiadomo z innych statystyk GUS – stanowią ok. 80 proc. związków formalnych zawieranych rocznie) od małżeństw powtórnych, czyli zawieranych przez osobę rozwiedzioną lub owdowiałą z panną lub kawalerem, a także związków dwóch osób, które już wcześniej były w związkach małżeńskich. Tego typu małżeństwa, w których wychowują się dzieci z poprzednich i nowych związków, nazywane są w socjologii rodzinami patchworkowymi, rekonstruowanymi lub wielorodzinami i raczej nie pasują do definicji „tradycyjnej rodziny” proponowanej przez PiS, w której podkreślana jest „stałość”, „trwałość” związku.
Jeszcze jedna ważna uwaga. W terminologii przyjętej przez GUS „przez dziecko (naturalne lub przysposobione) rozumie się osobę mieszkającą i utrzymującą się z rodzicem/rodzicami niezależnie od jego wieku pod warunkiem, że w tym samym gospodarstwie domowym dziecko nie tworzy rodziny z inną osobą/osobami (współmałżonkiem lub własnymi dziećmi)”. Oznacza to, że w tej kategorii znajdą się także osoby z całkiem już dorosłymi dziećmi, które nie założyły własnych rodzin i nadal mieszkają z rodzicami*. Trudno powiedzieć, czy ich także miał na myśli Kaczyński, mówiąc o „tradycyjnej rodzinie”.
Wśród ogólnej liczby rodzin w 2011 r. małżeństwa z dziećmi stanowiły blisko 50 proc. Czy to AŻ połowa? Czy może TYLKO połowa? (A w zasadzie nawet mniej niż połowa, bo przecież mogą tu być wliczone rodziny patchworkowe)? W moim przekonaniu mniej niż połowa to jednak trochę za mało jak na model, który ma być dominujący i o który – zgodnie ze słowami Kaczyńskiego – ma być „oparta” Polska. To tak jakby nasz kraj „opierał się” tylko na mniej niż połowie społeczeństwa.
Kolejną kategorią w gusowskiej typologii – jeśli chodzi o liczebność – są małżeństwa bez dzieci. Tego typu związki w 2011 r. stanowiły blisko 25 proc. wszystkich rodzin. Zgodnie z definicją lansowaną przez prezesa Kaczyńskiego nie są oni rodziną. Do tej kategorii należą małżeństwa, które nie mają dzieci, ale planują je mieć; pary z dorosłymi potomkami, które założyły już własne rodziny, a także małżeństwa osób, które nie chcą lub nie mogą mieć dzieci.
Trudno oszacować, ile par podejmuje decyzję, że nie chcą mieć dzieci, natomiast warto wspomnieć, że jak pokazują m.in. badania realizowane w ramach projektu FAMWELL (realizowanego w Głównej Szkole Handlowej), odsetki kobiet, które nie zostają matkami, wzrastają z pokolenia na pokolenie i np. o ile wśród kobiet urodzonych w latach 1945-55 bezdzietnych było 8 proc., o tyle wśród urodzonych w 1970 r. – już 17 proc.** (Oczywiście danych wskazujących na liczbę bezdzietnych kobiet nie można prosto przekładać na dane dotyczące bezdzietny małżeństw, ponieważ jedynym z powodów nieposiadania dzieci przez kobiety jest „brak stabilnego związku”).
Niełatwo także określić liczbę małżeństw, które chcą mieć dzieci, ale mają problem z niepłodnością. Polskie Towarzystwo Ginekologiczne podaje szacunki dla par (nie dla małżeństw). Zgodnie z nimi niepłodność dotyczy około miliona par, czyli ok. 2 mln osób. Takim związkom PiS także odmawia prawa do bycia rodziną.
Dane z ostatniego spisu powszechnego pokazują, że wśród rodzin w Polsce 20 proc. stanowią rodziny złożone z samotnej matki z dzieckiem/dziećmi (to ponad 2 mln rodzin***), a 3 proc. – z samotnego ojca z dzieckiem/dziećmi (ponad 300 tys. rodzin). I choć Kaczyński deklaruje: „My naprawdę pochylamy się z troską nad tymi wszystkimi, którzy znaleźli się w takiej sytuacji”, to mimo „pochylania” i „troski” takie rodziny nie pasują do definicji proponowanej przez prezesa i są z kategorii rodzin wykluczone.
Podobnie nie pasują do niej związki nieformalne (z dziećmi lub bez), których w 2011 r. – według deklaracji osób biorących udział w spisie – było ok. 3 proc. Liczba ta wydaje się niedoszacowana, szczególnie jeżeli weźmiemy pod uwagę – i tu odwołuję się do „świeżych” danych podawanych przez GUS na podstawie statystyk z urzędów stanu cywilnego, rejestrujących urodzenia – że od 2016 r. ok. 25 proc. – wśród wszystkich urodzonych dzieci w kolejnych rocznikach – pochodzi ze związków nieformalnych (w 2018 r. – 26 proc.). Innymi słowy: od 2016 r. rodzice co czwartego urodzonego dziecka nie są małżeństwem, czyli nie tworzą – znów odwołuję się do słów prezesa Kaczyńskiego – rodziny.
Jak wspomniałam, dane ze spisu nie mówią nic o rodzinach nieheteronormatywnych. Joanna Mizielińska, Marta Abramowicz i Agata Stasińska w książce „Rodziny z wyboru w Polsce” oceniają liczbę osób nieheteroseksualnych (lesbijek, gejów, osób biseksualnych i transpłciowych) mieszkających w Polsce na 2 mln i dodają: „Szacuje się, że około połowa z nich żyje w związkach intymnych. Wiele spośród nich wychowuje też dzieci”.
Moim zdaniem definicja rodziny proponowana przez Kaczyńskiego przede wszystkim jest sposobem na tworzenie społecznego wroga i kreowanie zagrożenia, które mają stanowić osoby homoseksualne, a także tworzone przez nie związki. W wypowiedziach prezesa ten wątek wraca często i jest artykułowany wprost. Prezes twierdził m.in.: „Ruch LGBT i gender zagrażają naszej tożsamości, zagrażają naszemu narodowi, zagrażają polskiemu państwu”; takie ruchy [LGBT, gender] „zagrażają tożsamości, narodowi, jego trwaniu i polskiemu państwu” oraz groził: „Ręce precz od naszych dzieci”, co odnosiło się do wprowadzenia Karty LGBT przez władze Warszawy itd.
Definiowanie „tradycyjnej rodziny”, na której „oparta” ma być Polska, to zabieg polegający na dzieleniu i dyskryminowaniu, który odmawia prawa do bycia rodziną osobom żyjącym w związkach bez dzieci (formalnym i nieformalnym), parom żyjącym bez ślubu (nawet jeśli mają dzieci), samotnym rodzicom oraz oczywiście związkom nieheteroseksualnym. Na marginesie można dodać, że w definicji „tradycyjnej rodziny” nie ma także miejsca na rodzinne relacje między dziadkami/babciami i wnukami/wnuczkami, między dorosłym rodzeństwem czy między wujostwem a dziećmi ich braci i sióstr. Oczywiście ironizuję po to, żeby pokazać, jak absurdalne jest kreowanie tego rodzaju definicji rodziny, która nie służy niczemu innemu niż kampania wyborcza.
Społeczna definicja rodziny
Czy definicja „tradycyjnej rodziny” z opowieści PiS pokrywa się z tym, jak o rodzinie myślą Polki i Polacy? Nie do końca. Jeśli wierzyć deklaracjom respondentów, które zostały przedstawione w raporcie CBOS z 2019 r., dla opinii publicznej definicja rodziny jest znacznie szersza i bardziej inkluzywna. Na pytanie o rodzaje związków uznawane za rodzinę 99 proc. badanych wskazało małżeństwo z dziećmi, 91 proc. – matkę lub ojca, którzy samotnie wychowują dzieci, 83 proc. – osoby żyjące w związku nieformalnym i wychowujące dziecko/dzieci z tego związku, a 78 proc. – osoby żyjące w związku nieformalnym i wychowujące dziecko/dzieci z poprzedniego związku.
65 proc. ankietowanych jako rodzinę opisało także małżeństwo bez dzieci. Natomiast zdecydowanie rzadziej za rodzinę uznawano nieformalny związek bez dzieci – 64 proc. badanych NIE nazwałoby go rodziną; związek osób tej samej płci wychowujący wspólnie dziecko/dzieci jednej z nich (dla 69 proc. respondentów to NIE jest rodzina) oraz związek osób tej samej płci niewychowujący dzieci (w tym przypadku 81 proc. badanych stwierdziło, że to NIE rodzina).
Mimo że sposób definiowania rodziny, który widać w wynikach cytowanych badań, jest znacznie szerszy i tym samym znacznie mniej dyskryminujący, mniej wykluczający niż definicja proponowana przez Kaczyńskiego, to niechęć do uznawania za rodzinę związków osób homoseksualnych (częstsza u mężczyzn niż u kobiet – co pokazuje wiele innych badań) jest wspólna. Z tego względu strategia Kaczyńskiego, który podkreśla, że „PiS stoi na straży polskiej rodziny i będzie stał”, a tym samym „stoi na straży normalności i czegoś, co można by było określić jako zgodność z naturą”, może znaleźć całkiem liczne grono zwolenników.
Panie Prezesie, za nami cudny rodzinny weekend z córką. Wiele inspirujących spotkań z ludźmi, wizyt w muzeach, a także rozmów o Pańskim wczorajszym wystąpieniu. Chcemy Pana serdecznie pozdrowić – moja córka i ja, zupełnie normalna polska 🇵🇱 rodzina
— Aleksandra Dulkiewicz (@Dulkiewicz_A) September 8, 2019
Wyżej wpis Aleksandry Dulkiewicz w odpowiedzi na słowa Jarosława Kaczyńskiego.
* Tzw. gniazdowników, czyli młodych dorosłych mieszkających z rodzicami, wcale nie jest mało: w Polsce wśród osób w wieku 25-34 lata to 44 proc., o 13 punktów procentowych więcej, niż wynosi średnia dla krajów UE (dane Eurostatu, zresztą trochę „stare”, z 2012 r.).
** Monika Mynarska, badaczka pracująca w projekcie, podkreśla jednak – na podstawie badania deklaracji – że „jedynie” 5 proc. kobiet w ogóle nie chce mieć dzieci. W przypadku pozostałych, które są bezdzietne, powodem nie tyle jest decyzja, ile raczej współwystępowanie różnych czynników (przede wszystkim brak stabilnego związku, problemy z zajściem w ciążę i ogólne problemy zdrowotne czy przedłużona edukacja).
*** Warto dodać, że odsetek samotnych matek w Polsce – w porównaniu z innymi krajami UE – jest wyjątkowo wysoki. Wyższy udział tego typu rodzin w ogólnej liczbie rodzin jest tylko na Łotwie, w Estonii i Słowenii.
Niżej grafika udostępniana na Twitterze przez Stanisława Karczewskiego po wystąpieniu Jarosława Kaczyńskiego w marcu tego roku, w którym prezes deklarował obronę polskich rodzin:
Komentarze
Jest takie powiedzenie o ślepym, który mówi o kolorach.
Podobnie ma się rzecz z Kaczyńskim, który do 70 roku jest starym kawalerem, a jego rodziną faktyczną są koty.
Można by powiedzieć, że jest on rodzinnym ślepcem, bowiem nie wie, co to płacz i śmiech dziecka/dzieci, czy bliskość kobiety.
Ma on wątpliwe moralne prawo do wypowiadania się na temat rodziny i moralizowania w tej materii, tak jak nie ma prawa odwoływania się do Boga w wygranej jego partii (m.in. wypowiedź Prymasa Polaka).
On faktycznie nie wie, co to jest rodzina.
Przypomnę, że w sytuacji, gdy toruński zakonnik znieważył jego bratową Marię, określając ją „czarownicą” , używając innych obraźliwych zwrotów (a była wtedy już Prezydentową) – to on jako członek rodziny Kaczyńskich ani słowem na to nie zareagował i nie stanął w jej obronie. Podobnie zresztą zachował się bliźniak Lech, który jednak do ubogiego człowieka potrafił zwrócić się słowami „spieprzaj dziadu”.
O tych faktach trzeba pamiętać.
Krzycząc z wiecowej trybuny „wara od naszych dzieci” jednocześnie toleruje ankiety (szkoły w lubuskiem), w których dzieci mają donosić na swoich rodziców, co przypomina sytuację w dawnej Rosji niejakiego Morozowa, przez donosy którego ojciec został rozstrzelany, a jemu stawiano pomniki.
Wara zatem od rodziny i wara od naszych dzieci w wykonaniu politruków z PiS.
Dzień dobry przed wyborem definicji…
–
Bardzo słuszny wpis, pokazujący jednakże coś inngo, niż ma w zamiarze.
Po pierwsze, że nauka, ze swą wiedzą nie ima się władzy polskiej (tej zwłaszcza, lecz niestety każdej dotąd również, jako że demokratycznie wybranych ze źródłowo ciemnego jak tabaka w rogu elektoratu)
Po drugie, że fenomen definicji rodziny głoszonej z drabinki omawiać winny nauki nie społeczne, a medyczne i kryminologiczne.
Po trzecie, że aplikacją stosowaną wiedzy z punktu drugiego, jest wniosek o źródłach i funkcjach opisu świata w rękach władzy pissowskiej, a jest ona nie opisowa czy syntetyczna, lecz formatywna i ubezwłasnowolniająca….
Podsumowując ludzkim językiem, herszt szajki jest celowo i z premedytacją jedynym źródłem wszzelkich definicji, granic i zasad, a im bardziej one absurdalne czy paraliżujące głupotą, tym bardziej scalają hordę i paraliżują wolę i wpływ rozumu, koncentrując władzę totalną w rękach herszta z tą pałką.
Poza tym, w rodzinie polskiej na swoim, wszyscy w domu plus.
Pozdrawiam.