Ksiądz wychowawcą klasy?
Minister Anna Zalewska proponuje nowelizację przepisów i umożliwienie księżom, zakonnikom, siostrom zakonnym oraz świeckim katechetom pełnienie funkcji wychowawców klas. Zmianę uzasadnia między innymi „oczekiwaniami ze strony rodziców”. Bardzo chciałabym poznać argumenty rodziców, którzy wyrażają takie „oczekiwania”. Niżej przedstawiam argumenty przeciwko tej zmianie.
Po pierwsze, status nauczyciela religii – w porównaniu z sytuacją innych nauczycieli – jest dość wyjątkowy. Otóż nadzór nad pracą księży, zakonników, sióstr zakonnych oraz świeckich katechetów mają biskupi diecezjalni. (A w przypadku innych Kościołów i związków religijnych niż Kościół katolicki władze zwierzchnie tych Kościołów). Oznacza to, że biskup decyduje o tym, kto będzie uczył religii w szkole lub przedszkolu, przyznając tzw. misję kanoniczną. To jedynie biskup może taką „misję” cofnąć. Innymi słowy, to władze kościelne (nie dyrektor placówki edukacyjnej, nie kuratorium) decydują o tym, kto uczy religii w świeckiej szkole publicznej.
Ani dyrektor szkoły, ani rodzice nie mają na przykład wpływu na odwołanie nauczyciela religii, jeśli nie zgodzi się na to biskup. Dokonywana przez dyrektora ocena pracy nauczyciela religii (to, czy dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, czy po prostu jest „dobrym” czy „złym” nauczycielem) także nie ma żadnego znaczenia. Jest to dość kuriozalna sytuacja prawna, w której przełożony (w tym przypadku dyrektor publicznej szkoły lub przedszkola) nie ma żadnego wpływu na zatrudnienie lub zwolnienie pracownika (nauczyciela religii), a jednocześnie pracownikowi wypłacana jest pensja ze środków budżetowych, czyli pieniędzy publicznych. Po wejściu w życie nowego rozporządzenia MEN taki podlegający nadzorowi władz kościelnych nauczyciel będzie nie tylko prowadził edukację z zakresu religii, ale także będzie mógł być wychowawcą klasy.
Po drugie, w art 53. ust 3. Konstytucji RP zapisano: „Rodzice mają prawo do zapewnienia dzieciom wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami”. Powszechnie wiadomo, że konstytucja to obecnie dokument dość lekceważony, jednak na ten paragraf lubią się powoływać przeciwnicy edukacji seksualnej w szkołach. Negują potrzebę przekazywania wiedzy na temat seksualności opartej na nauce i dostosowanej do wieku dzieci oraz młodzieży, odwołując się właśnie do prawa rodziców wpisanego w cytowany paragraf.
Jak pogodzić tę zasadę z umożliwieniem sprawowania funkcji wychowawcy klasy osobie duchownej? Jak w takim przypadku zagwarantować i zabezpieczyć prawo rodziców ateistów lub rodziców innego wyznania niż duchowny lub katecheta do „wychowania i nauczania moralnego i religijnego zgodnie ze swoimi przekonaniami”?
Zdaje się, że i tu autorzy nowelizacji mają pewien kłopot. Piszą bowiem w uzasadnieniu do rozporządzenia, że chcą zmienić przepis, który wprowadzono w 1992 roku, a więc wtedy, gdy nauczycielami religii w szkołach „w zdecydowanej większości byli księża i siostry zakonne. Obecnie, zwłaszcza w większych miejscowościach i miastach, religii uczą także świeccy katecheci, często zatrudnieni w szkole także jako nauczyciele innych przedmiotów”. Z tego zdania wynika, że zakaz sprawowania funkcji wychowawcy był uzasadniony wówczas, gdy większość nauczycieli religii stanowiły osoby duchowne, a ponieważ sytuacja uległa zmianie, to teraz nie ma problemu.
To dość pokrętna logika. W dodatku, jak podaje Komisja Wychowania Katolickiego Konferencji Episkopatu Polski (dane za rok szkolny 2014/2015, za OKO.press), w polskich szkołach uczyło 14344 katolickich katechetów świeckich, 8381 księży diecezjalnych, 1989 zakonnic i 799 zakonników. Podsumowując, wśród nauczycieli religii świeckich katechetów jest (a przynajmniej było w 2014 roku) rzeczywiście większość… 56 proc. MEN proponuje prawo, którego wprowadzenie spowoduje, że potencjalnie w ponad 40 proc. szkół publicznych wychowawcami będą mogli zostać nie świeccy katecheci, ale księża, zakonnicy lub siostry zakonne, co do czego – jak pokazuje cytowane wyżej zdanie – nawet samo ministerstwo ma pewne wątpliwości.
Po trzecie, w 2017 roku Rzecznik Konferencji Episkopatu Polski ks. Rytel-Andrianik podał informację, że 87 proc. uczniów szkół chodzi na lekcje religii i podsumował: „Dane te świadczą o bardzo dużym zapotrzebowaniu społecznym na takie lekcje”. Nie wchodząc w polemikę z rzecznikiem i zawieszając dyskusję na temat tego, na ile to uczestnictwo jest dobrowolne, a na ile wynika z tego, że „wszyscy chodzą”, czy z tego, że lekcje religii są umieszczane w planie pomiędzy innymi lekcjami (dane z raportu „Dyskryminacja dzieci niewierzących i nieuczestniczących w lekcjach religii” pokazują, że tak było w przypadku 66 proc. badanych szkół), widać, że 13 proc. uczniów nie chodzi na lekcje religii.
Tymczasem po wejściu w życie rozporządzenia minister Zalewskiej potencjalnie mogą trafić na wychowawcę, który będzie osobą duchowną lub świeckim katechetą. Jak to pogodzić z art 53. ust 4. konstytucji, w którym zapisano: „Religia Kościoła lub innego związku wyznaniowego o uregulowanej sytuacji prawnej może być przedmiotem nauczania w szkole, przy czym nie może być naruszona wolność sumienia i religii innych osób”? Jak to pogodzić z podstawową zasadą demokracji, zgodnie z którą państwo (w tym przypadku reprezentowane przez MEN) powinno szanować prawa mniejszości?
Proponowane rozwiązania są tylko krokiem w procesie już nawet nie wprowadzania, ale „okopywania” się religii w szkołach publicznych, który rozpoczął się w 1992 roku wraz przeniesieniem lekcji religii z kościołów do szkół. Obecnie, zgodnie z danymi cytowanego wcześniej raportu, w 71 proc. szkół publicznych są obecne symbole wyznania rzymskokatolickiego, w 63 proc. szkół uczniowie wychodzą do kościoła (razem z nauczycielami) na msze z okazji ważnych uroczystości szkolnych, w 46 proc. „zdarza się, że msze z okazji m.in. Święta Parafii, Dni Papieskich, rekolekcji adwentowych, jasełek itp. organizowane są zamiast zajęć dydaktycznych”. W tym kontekście propozycja MEN nie powinna nawet zaskakiwać.
Komentarze
Zrozumiałbym, że katecheta świecki. Ale ksiądz? To zły pomysł
Jestem za.W szkole klęczałem na grochu ,lali mi po łapach linijką i wyrósł patriota na schwał walczący z paranoikami u władzy.Surowo wychowywać powinni tylko duchowni.Bo nikt nic im nie zrobi.Bo za pedofilię nie śą karani a kryci.A bić mogą ,bo wypasieni i silni.A z ta młodzieżą tak się porobiło ,że bez kija nie podchodż.Tak trzymać pani minister.
Mi to by nie przeszkadzało, bo gdy ja chodziłem do szkoły to pierwsza wychowawczyni zrezygnowała z wychowawstwa mojej klasy po dwóch latach ze względu na moje rozrabianie, druga też. Miałem ich kilka. Zawsze miałem ze sprawowania tróję, bo niektórzy nauczyciele mówili, że nawet nie wyglądam na lepszą ocenę. Gdyby ksiądz był moim wychowawcą to pewnie wyniósłby się ze szkoły i zrezygnował z nauczania religii. Z drugiej szkoły nauczyciele często wysyłali mnie do dyrektora, by mi przemówił do rozumu, w tym wypadku, jeżeli ksiądz nie podlega dyrektorowi, to pewnie wysyłałby mnie do swego biskupa, bo mądry dyrektor, powinien powiedzieć: to nie moja sprawa. Jesteś wychowawcą to sobie radź, zresztą nawet bym nie poszedł do Dyrektora bo niby z jakiej racji. Szanowna młodzieży dajcie im trochę w kość na lekcjach religii, niech poczują co to wychowawstwo.
Pani wywód należy odwrócić. Co Pani zdaniem uzasadnia dyskryminację nauczycieli religii w szkole w zakresie pełnienia roli wychowawcy klasy w szkole? Brak kompetencji? Brak autorytetu? Dyskryminacja tak po prostu ze względu na światopogląd i wyznanie?
Proszę sobie najpierw spojrzeć jakie są ustawowe i zwyczajowe zadania wychowawcy w szkole. Ja sobie googlnąłem i zobaczyłem, że obowiązkami wychowawcy jest realizacja celów wychowawczych szkoły. O celach biskupich czy przedmiotowych (np. w przypadku matematyka propagowanie umiejętności matematycznych w życiu), czy też prywatnych nie ma tam mowy.
Podejrzewam, że podstawową intencją Autorki (i środowiska Polityki) jest tradycyjnie chęć dyskryminacji ludzi wierzących i katolików w życiu publicznym ze względu na światopogląd i wyznanie. Według państwa sposobu myślenia należałoby zakazać podejmowania zadań wychowawczych w szkołach przez homoseksualistów, ponieważ oznaczałoby to homoseksualną indoktrynację uczniów i byłoby przez dużo większą część rodziców uczniów bardzo negatywnie odbierane. Ale byłaby to w sposób oczywisty dyskryminacja ze względu na orientację seksualną. Czy autorka jest również za zakazem przejmowania zadań wychowawczych szkoły przez homoseksualistów?
Mnie się nie wydaje takie podejście słuszne. Tak długo jak ksiądz, katecheta, matematyk czy homoseksualista nie nadużywa swojej pozycji wychowawcy dla lansowania swoich osobistych preferencji wszelkiego rodzaju, a realizuje zadania wychowawcze wyznaczone przez szkołę i aprobowane przez rodziców, tak długo nie ma powodów do wykluczania i dyskryminowania kogokolwiek.
To taka mała lekcyjka cywilizowanego liberalizmu.
Oczywiście, ateista będący wychowawcą uczniów katolików nie przeszkadza pani redaktor, ale katolik wychowawca już tak?
Wracamy do korzeni; przez wieki organista kościelny był kierownikiem szkoły – należy się cieszyć, że, na razie, katecheta będzie wychowawcą klasowym, a nie dyrektorem szkoły. Choć, jak tak dalej pójdzie, to kto wie?
PS Niektórzy religianci, jak mantrę powtarzają brednie o rzekomej dyskryminacji jakiej poddawani są w Polsce, czyli państwie wyznaniowym, katolicy.
Państwie, gdzie życzenia biskupów są realizowane z wyprzedzeniem – zanim zostaną nawet wyrażone. Aż dziw bierze, jak skutecznie można komuś mózgownicę wyprać.
@snake
Przeczytaj post ze zrozumieniem, a potem się chwilę zastanów. W milczeniu. Większość agrumentów przeciw jest jasno wyłożona. A najważniejszy z nich to te 13% nie chodzących na religię. To taka mała lekcyjka cywilizowanego liberalizmu – o jakości tego liberalizmu stanowi poszanowanie praw mniejszości, a nie jej olewanie.
„Tak długo jak ksiądz, katecheta […] realizuje zadania wychowawcze wyznaczone przez szkołę i aprobowane przez rodziców, tak długo nie ma powodów do wykluczania i dyskryminowania kogokolwiek.’
To chyba kliniczny przypadek confirmation bias. Autorka w jasny sposób dlaczego w obecnym stanie rzeczy wygzekwowanie realizacji zadań wychowawczych jest niemożliwe. W praktyce katecheta będzie dzieciakom prał mózgi jak mu biskup nakaże.
@kapitan Nemo
Po pierwsze wydaje się, że nie masz pojęcia jakie są zadania wychowawcy klasy w szkole, dlatego błądzisz we mgle.
Po drugie, wszystkie argumenty Autorki przeczytałem i uznałem za bardzo słabe i podrzędne wobec faktycznych intencji dyskryminowania kogokolwiek za jego światopogląd lub wyznanie, co jak wiadomo jest konstytucyjnie w Polsce zakazane. Nie na darmo podsunąłem kwestię dyskryminacji ze względu na orientację seksualną, która formalnie nie jest w Konstytucji zakazana, a mimo to też obowiązuje, a przy okazji wykazuje słabość argumentów Autorki i Twoich (te idiotyczne 13% uczniów nie chodzących na religię, które to mają rzekomo uzasadniać wykluczenie wszystkich nauczycieli religii z wypełniania zadań wychowawczych szkoły)
@snakeinweb
Ksiadz katecheta nie narzucajacy swego swiatopogladu? Nie watpie, ze tacy moga sie zdarzac. Jednak intencja pani Zalewskiej jest jak najbardziej narzucanie swiatopogladu. Rzad PiS widzi ostoje w kosciele torunskim, ktory z otwartoscia nie ma nic wspolnego. Temu to kosciolowi nasze wladze, a nawet czesc opozycji, ciagle sie podlizuja, w przekonaniu ze bez jego poparcia nie wygraja kolejnych wyborow. Kiedy Kosciol otwarcie miesza sie do polityki, przyznawanie prawa duchownym do stanowiska wychowawcy jest jawnym naruszeniem neutralnosci swiatopogladowej szkol publicznych. Zwlaszcza ze, jak pisze red.Sikorska, zwierzchnikiem katachety nie jest dyrektor szkoly lecz biskup.
@ Ryszard Kubaszko
Nie myl dwoch roznych porzadkow – indywidualnego swiatopogladu z podlegloscia instytucji. Ateisci nie podlegaja zadnym hierarchom ateizmu.
@snake
Nadal ignorujesz te 13%, na dodatek nazywając je ‚idiotycznymi’.
I uparcie ignorujesz fakt, że każdy nauczyciel o dowolnej orientacji seksualnej jest rozliczany przez szkołę z wyników swojej pracy. Natomiast żaden katecheta, nie jest rozliczany z wyników swojej pracy przez szkołę, bo szkoła nie ma ku temu narzędzi.
Jeśli to rodzice będą płacić za lekcje religii i będą one prowadzone w salkach katechetycznych – proszę bardzo. Za publiczne pieniądze, w szkołach i przy ignorowaniu niewierzących – patrz wyżej: ‚To taka mała lekcyjka cywilizowanego liberalizmu – o jakości tego liberalizmu stanowi poszanowanie praw mniejszości, a nie jej olewanie’
To wszystko jest dowodem na to jakim błędem było wpuszczenie religii do szkoły, która z teologią nie ma nic wspólnego.
Widzimy co się dzieje. Ciągle im mało. Dosłownie wszędzie się wp.. i to najczęściej . bez pytania. Od sal porodowych i oddziałów ginekologicznych bez pukania i zaproszenia przez kobiety tam przebywające, które boją się zwrócić uwagę zboczeńcom po stadiony, bo jakiś biskup postanowił, że da koncert z ambony jak „The Roling Stones”, a nauczyciele bez szemrania mają zagonić kilkadziesiąt tysięcy baranów, których z ambony będzie wychowywł rzeczony biskup..Mało im kościołów, pielgrzymek, miejsc świętych, kropidła w najbardziej absurdalnych miejscach. Wszędzie wyciągają rękę po pieniądze.
A ludzie boją się ich coraz bardziej. Jest nadzieja, że „masa krytyczna” zostanie w końcu przekroczona, ale to tylko nadzieja, bo wiadomo czyja to matka w Polsce.
@kapitan Nemo
Ciągle operujesz kłamstwami wysączonymi z antykościelnej propagandy, a nie faktami z życia szkoły. Nauczyciel religii jest pracownikiem szkoły i podlega jak każdy pracownik szkoły dyrekcji i przepisom szkoły, a nie biskupowi. Dotyczy to stosunków służbowych dyscyplinarnych, oceny pracy, awansów. W sprawach dydaktycznych, dyrektor ma prawo (nie obowiązek) uwzględnić również opinie kościołów.
Coraz więcej nauczycieli i szkół dąży do wielu specjalizacji, to znaczy do nauczania kilku przedmiotów. Przy czym takim dodatkowym przedmiotem jest często religia. Więc coraz częściej dochodzi do absurdu i paradoksu, że jak np. dobry fizyk i dobry wychowawca nabędzie dodatkowych uprawnień do nauczania religii .. to traci prawo bycia wychowawcą klasy, bo jest nauczycielem fizyki i religii. W takich przypadkach najlepiej widać, jak działa dyskryminacja ze względu na światopogląd.
Poza tym to tylko dyrekcja decyduje kto jest wychowawcą. Żaden normalny dyrektor nie uczyni wychowawcą klasy katechety, a tym bardziej księdza dla klasy, której uczniowie i rodzice sobie tego wyraźnie nie życzą. A tam gdzie sobie wyraźnie życzą i jest dobry kandydat może teraz to zrobić (wcześniej nie mógł). I to jest najzupełniej normalne i w porządku.
Te 13% młodzieży niereligijnej jako argument dla całkowitej dyskwalifikacji religijnych nauczycieli jako wychowawców jest równie „śmieszne” jak byłoby 95% młodzieży heteroseksualnej służącej jako argument dla całkowitej dyskwalifikacji homoseksualnych nauczycieli jako wychowawców.
Podsumowując. Sekta ateistyczna znowu urządza swoją antyreligijną hucpę reagując na każdego wierzącego i skrawek sutanny jak byk na czerwoną płachtę. Żadnej wiedzy o rzeczywistych obowiązkach wychowawcy w szkole, żadnej wiedzy o stosunkach służbowych i dyscyplinarnych w szkole, żadnej wiedzy o strukturach kadrowych i potrzebach uczniów oraz ich rodziców w szkole, tylko seria bajek i szablonów propagandowych o potworach w sutannach gnębiących w szkłach dzieci, których trzeba za wszelką cenę ze szkół i z całej sfery publicznej przepędzić.
Zła wola, kłamstwa, hejt, dyskryminacja, wykluczenie. Nic więcej. Ot, klasyczny liberalizm w pełnej krasie.
@kruk
Do Ciebie też poprzedni post jest skierowany. Poczytaj sobie najpierw Karty Nauczyciela i inne akty prawne, a jak przeczytasz, to wklej tu fragment mówiący, że katecheta jest podwładnym biskupa a nie dyrektora szkoły, która go zatrudnia.
@snake
Po pierwsze: coraz bardziej odpływasz od kwestii postawowej, tu zacytuję tu autorkę: ‚…władze kościelne (nie dyrektor placówki edukacyjnej, nie kuratorium) decydują o tym, kto uczy religii w świeckiej szkole publicznej’ oraz ‚Ani dyrektor szkoły, ani rodzice nie mają na przykład wpływu na odwołanie nauczyciela religii, jeśli nie zgodzi się na to biskup. Dokonywana przez dyrektora ocena pracy nauczyciela religii (to, czy dobrze wywiązuje się ze swoich obowiązków, czy po prostu jest „dobrym” czy „złym” nauczycielem) także nie ma żadnego znaczenia.’
Po drugie: powtarzam – wystarczy wyprowadzić religię ze szkół i problem sam się rozwiąże.
Po trzecie: KaKa swoimi poczynaniami z przestrzeni ostatniego ćwierćwiecza bardzo jasno pokazał, do czego dąży w tym kraju i mnóstwo ludzi straciło do niego zaufanie. Patrz @Witold, może potwierdzić to również autor niniejszego postu, który miał kiedyś zaszczyt być po ciemniej stronie mocy.
Po trzecie: moje wpisy były pozbawione epitetów, łatek czy jakichkolwiek etykietek. Mogę się jedynie przyznać do lekkiego zniecierpliwienia mogącego się odbić na tonie moich wypowiedzi. Ty natomiast brniesz w inwektywy, wyzwiska, bluzgi z tej samej półki co ‚zdradzieckie mordy’ i nie mam zamiaru sie godzić w dyskusji.
w sprawie księdza/katechety będącego wychowawcą klasy w szkole państwowej chodzi wyłącznie o realizację jednego celu: całkowite opanowanie szkoły państwowej przez Kościół kat. Krok po kroku to się dzieje, od niesławnej instrukcji niesławnego podpisaniem, ministra Samsonowicza, oraz aktu lennego państwa polskiego wobec Watykanu pn. konkordat.
Czy ksiądz katolicki, czy katecheta „świecki” – nie ma znaczenia. „Świeckość” katechety nie istnieje, to tylko fałszywe słowo, ponieważ indoktrynację religijną w szkole państwowej może prowadzić wyłącznie ten, kto ma „misję kanoniczną od miejscowego biskupa. Biskup powołuje i biskup odwołuje – nie szkoła, nie państwo polskie. To wyklucza jakąkolwiek świeckość.
Wychowawca klasy jest od wychowywania, asystowania dzieciakom/młodzieży w rozwoju, od pomocy w rozwiązywaniu dylematów i konfliktów, własnych, rodzinnych, światopoglądowych. Katecheta w roli wychowawcy MUSI kierować się „nauką Kościoła kat” w tych sprawach. Nie wolno mu mówić jednego na katechezie, a czegoś rozbieżnego czy wręcz zaprzeczającego w trakcie działań jako wychowawca klasy. Gdy zgłosi się do niego uczeń z problemem rodzinnym, lub sam postanowi się tym zająć, wolno mu zarówno analizować, radzić, weryfikować, czy „kierować” wyłącznie przez pryzmat katolicki. W roli wychowawcy będzie nie tylko nieobiektywny, nie tylko nieszczery i niewiarygodny, ale i wyrządzi młodemu uczniowi szkody.
Katecheta jako indoktrynator na katechezie jest, w ramach bycia indokrtynatorem, wiarygodny: dobrze indokrtynuje, a dla ucznia, rodziców, środowiska, społeczeństwa sprawa jest jasna: indoktrynuje – taka tego robota. W roli wychowawcy jego rola jest mętna, niewiarygodna i oszukańcza: indoktrynator udaje czułego, nieuprzedzonego wychowawcę skupionego wyłącznie na dobru ucznia. Podczas gdy realnie musi realizować obowiązek skupienia się na dobru swojego mocodawcy biskupa i jego Wszechmogącego.
@kapitan Nemo
Już mówiłem, że katecheta podlega szkole i prawom szkolnym, jak każdy nauczyciel i tak jak każdy nauczyciel może być przez dyrektora zwolniony jeśli naruszy prawo, normy szkolne, czy choćby z przyczyn organizacyjnych (jak redukcja etatów). Różnica jest tylko taka, że biskup nadaje uprawnienia dla nauczania religii i może też je cofać, co jest legalną podstawą dla rozwiązania stosunku pracy z takim nauczyciel. Jest to zresztą czasem pretekstem do pozbywania się niewygodnych nauczycieli (głównie tych wielofunkcyjnych) przez dyrekcje szkół, co budzi protesty w zakresie prawa pracy i dyskryminacji katechetów i już kilka razy prowadziło do odszkodowań i przywróceń do pracy na mocy wyroków sądowych (przykład: http://www.rp.pl/Nauczyciele/309259961-Zwolniony-katecheta-zostal-przywrocony-do-pracy.html)
Chamstwo można różnie definiować. Na przykład dla mnie szczytem chamstwa jest powiedzenie „Rozwiążmy problem religii wywalając religię ze szkół”, podobnie jak „Rozwiążmy problem żydowski wywalając wszystkich Żydów na Madagaskar”.
Dla innych chamstwem jest, gdy ktoś nazwie taką kulturę „ostatecznych rozwiązań” problemów obskuranckim bolszewizmem, faszyzmem, a nawet typowym liberalizmem. Bądź słowami mniej cenzuralnymi.
Więc już pozostańmy chamami, każdy po swojemu.
@snake
Widzę, że brniesz w zaparte. Nie wykazałeś w żaden sposób dlaczego nie zgadzasz się z moją tezą, że warto wyprowadzić religię ze szkół ani nie podałeś ani jednego argumentu przeciw. Rzucarz mi za to w twarz chamstwem i lawirujesz wokół definicji. Myślę, że możemy to rozstrzygnąć za pomocą słownika języka polskiego, jak narzędzia definiującego użycie słów. Chyba, że twoje osiągnięcia na tym polu są większe. Otóż według słownika języka polskiego synomimem chamstwa są nieokrzesanie, ordynarność, grubiaństwo, prostactwo i wulgarność. Moja opinia i język jakiego użyłem w swoich postach raczej nie wpasowują się do powyższych kategorii. Ty – idąc dalej za definicjami synonimów – spełniłeś co najmniej trzy.
Z jednym się z tobą zgodzę – pozostańmy chamami, każdy po swojemu.
Bez odbioru.